![]() |
"Jedną z ciekawszych wizji dla Europy ma Argentyńczyk, mieszkający w Rzymie" - prof. Jan Zielonka |
Rozmowa z JANEM
ZIELONKĄ, polsko-brytyjskim politologiem, profesorem Studiów Europejskich na
Uniwersytecie w Oksfordzie
Maria Graczyk: - Unia Europejska znajduje się na ostrym zakręcie.
Jaki kierunek może obrać?
Jan Zielonka: - Na razie
maszerujemy w miejscu. Pozorujemy reformy, odgrzewamy stare idee, których nie zrealizowaliśmy
w czasach, gdy była lepsza koniunktura. A tymczasem życie idzie dalej. Wszyscy
czekali na rezultaty wyborów we Francji i w Niemczech. Dzisiaj wiemy, że ich
wynik nie doprowadzi to do istotnych zmian instytucjonalnych w ramach Unii.
Czyli te poważne zmiany prawdopodobnie będą musiały być wymuszone przez
wstrząsy zewnętrzne i w związku z tym będą chaotyczne i bolesne.
- Ale presję wywiera już kryzys związany z uchodźcami
oraz Brexit.
- Mimo tego nic
się nie dzieje, politycy okopują się w dołkach. I wracają do swojej
zdyskredytowanej w poprzednich latach polityki. Przykład? Uchodźcy. Przez wiele
lat układaliśmy się z północnoafrykańskimi kacykami i wiemy, jak to się
skończyło. Dzisiaj wracamy do tego samego modelu. Staliśmy się zakładnikami
polityki Erdogana z jego obozami uchodźców. Po pierwsze nie chciałbym być
zakładnikiem polityki tego pana, a po drugie – to zaprzeczenie wszystkich
wartości, na jakich liberalna Europa została zbudowana.
SPACEROWNIK KULTURALNY:
Grodno - od Pogoni do, no właśnie, dokąd...?
Gdańsk, skąd wieje wiatr historii
Poznań - miasto, z którego wyrzucają za rozrzutność?
Kowno - podążając śladami wielkiego Witolda i kochliwego Adama
Wilno jako "duchowa stolica Polaków"
Troki - wśród malowniczych jezior i tajemniczych Karaimów
- Kto „utracił” Turcję?
- Do tanga
trzeba dwojga. Nie tylko Erdogan odpowiada za to, co się dzieje w stosunkach Bruksela-Ankara.
Gdy on doszedł do władzy, był bardzo proeuropejski. Zawsze mu mówiono „jutro,
jutro, jutro” i żaden z jego wysiłków zbliżenia do Europy nie odniósł skutku. W ten sposób pozbawiliśmy się wiarygodności i instrumentów wpływu na Turcję.
- Pozbawiliśmy się ich m.in. ze względu na obawy
Austrii, która sprzeciwiała się rozszerzeniu UE o Turcję. Turcy w unijnej
poczekalni tkwili latami.
- Turcję trzeba
było albo przyjąć, albo otwarcie powiedzieć nie przyjmujemy, ale chcemy
rozbudować nasze relacje w konkretnych dziedzinach. Turcja była przez lata
kandydatem, stawialiśmy jej warunki, to było niewiarygodne. Zostawiliśmy naszych
kosmopolitycznych, proeuropejskich przyjaciół w Turcji na lodzie. Podobnie było
na Ukrainie. Nie twierdzę, że wszystkie te problemy były możliwe do
rozwiązania, ale wiem, że gdybyśmy postępowali zgodnie z tym, co żeśmy
deklarowali, to nie byłoby tak źle, jak jest. Zrobiliśmy wszystko, żeby te
dobre relacje rozwalić.
- Przeważył strach?
- Dyskusja, czy
się rozszerzać trwa od początku wspólnoty europejskiej. Największy błąd –
uważają Francuzi do dzisiaj - zrobiła Europa, przyjmując Wielką Brytanię. Obawy
były także w stosunku do Polski. Tymczasem Unia rosła w siłę, rozszerzając się
i pogłębiając swoją integrację jednocześnie. Budowa wspólnoty nie polegała na stworzeniu
małego państwa federalnego. Gdyby na tym polegała, to Niemcy z Francją
założyłyby wspólną federację, może jeszcze włączając w to Belgię, i na tym by
się skończyło. Ale idea europejska polegała zawsze na tym, by zacieśniać
współpracę i by ta oaza pokoju i dobrobytu rozszerzała się na coraz większy
obszar kontynentu. Ta bardzo mądra polityka została oddana w ręce populistów i
nikt tej podstawowej idei nie bronił.
Cały wywiad można przeczytać odpłatnie na stronie Maria Graczyk (Substack.com).
(...)
Rozmawiała Maria
Graczyk
Komentarze
Prześlij komentarz